wtorek, 23 sierpnia 2016

Gdzie wysłać na wakacje swojego wroga?

   Co? Znowu nie stać was na wakacje? Frustrują was zdjęcia roześmianych mord na tle malowniczych wodospadów? Głowa do góry! Nawet jeżeli waszą największą atrakcją lata jest krojenie z babcią kapusty na łazanki, zawsze można popsuć wyjazd znajomym! Zwłaszcza nielubianym. Wystarczy tylko jedna nietrafiona rada - bo przecież w każdym kraju są miejsca, zwane potocznie gównem.






SZWECJA

   Przyjaciel Robin podrzucił znakomity pomysł na urlop w Szwecji. Szczególnie warto polecić to miejsce tym znajomym, którzy gardzą polskimi Januszami, polskimi Grażynami, na kotlet schabowy mówią sushi, a ich rodzinny background z Łomży uważają za najbardziej obciachową rzecz, jaka trafiła się im w życiu. Szwecja - to przecież brzmi dumnie, brzmi nowocześnie. Podobnie, jak jogging, tatuaż, voucher w korporacji czy kredyt we Frankach. Dlatego właśnie łatwo łykną haczyk i wylądują w świątyni szwedzkich Januszów oraz Grażyn.
Wioska Ullared składa się z kilku domów, motelu, jednego ronda oraz gigantycznego super-hiper-ekstra supermarketu. Spędza tam swoje urlopy tysiące wczasowiczów, których - zamiast plaży, czy też soczystych pejzaży (rym!) - przyciągają włączone niskie ceny.
Sklep Gekas, nazwany tak ku czci greckiego piłkarza, odwiedzany jest przez miliony wczasowiczów, którzy zamiast piaskiem, jarają się klapkami za jednego zyla. A jest ich, co zdumiewające, całkiem sporo. Rekord padł 25 lipca 2011 roku - miasto supermarket zostało odwiedzone przez 29,500 szwedzkich Januszów, Renat i Grażyn. Obecnie każdy może monitorować długość kolejki - najokazalsza osiągnęła imponujący rozmiar 1,4 kilometrów. Wasi znajomi od skłosza i Fritz-Coli będą zachwyceni!
Jeśli zaś macie znajomego - koniecznie płci męskiej - który dziwnym trafem zdobył serce kobiety, na którą, w waszym mniemaniu, nie zasłużył: jest kolejna propozycja od Robina! Nazwę miasta Skelleftea wymawiamy jako "She left you", więc możecie być pewni, że w tej szwedzkiej dziurze los się odwróci. Nieprzyjemny gnojek zostanie opuszczony, pójdzie do okolicznej knajpy zapić smutki, spotka tam setki innych opuszczonych przez kobiety w "she left you" i zostanie tam z nimi na zawsze. Taka karma.
CZECHIA (bo to teraz tak trzeba...)


  Lukáš jest konkretny. Lukáš zaczął od żartu.
"Przychodzi kobieta do ginekologa, siada na fotelu, rozwiera nogi.
Lekarz zerka tam, gdzie powinien, odwraca głowę i krzyczy: "Bruntál!"
Kobitka pyta: "O co panu chodzi?". Lekarz jednak nie odpowiada, jedynie woła kolegę po fachu.
Ten przychodzi, kiwa głową i potwierdza. "Tak, to chyba jest Bruntál".
Obaj fachowcy nie są jeszcze pewni diagnozy, decydują się wreszcie zawołać dyrektora.
"Panowie, wy macie jeszcze wątpliwości? Taki typowy Bruntál, a wy nie jesteście pewni? Obcinam wam premię!" - krzyczy na obu.
Pacjentka wreszcie nie wytrzymuje i pyta. "O co chodzi z tym Bruntálem?"
"Jak to o co? Okolica całkiem przyjemna, ale to strasznie brzydka dziura i wszędzie śmierdzi."
Wspólnie z Lukášem chcielibyśmy przeprosić za ten niesmaczny żart. Stwierdziliśmy jednak, że nic tak dobrze nie odda magicznej aury, jaka otacza to miasto u południowych sąsiadów.
Warto polecić Bruntál znajomym, mieszkającym w przemysłowej okolicy. Tym, którzy chcą wyjechać na urlop, pooddychać wreszcie świeżym powietrzem, podelektować się pięknymi widokami. Wabikiem dla patriotów może być fakt, że w Bruntálu urodziła się Irena Anders.

BRAZYLIA

   Jedziecie na wakacje do Brazylii? Gdzie? Do Rio de Janeiro? Wspaniale...
Słyszycie to zdanie, zdobywacie się na wymuszony uśmiech, a tak naprawdę trafia was szlag. Nie ma wątpliwości, że ci, którzy jaką na wakacje do Brazylii, wkurzają. To oczywiste, jak słońce na niebie, jak smog w Krakowie, jak porażka w rzutach karnych reprezentacji Anglii. Dlaczego oni, dlaczego nie ja?
Głowa do góry! Zawsze można spróbować popsuć im wyjazd.
   Na favele pewnie się nie nabiorą, są na to za sprytni. Debora z Brazylii podpowiada jednak sprytny fortel. Fortel o nazwie Macae. Zwane przez miejscowych - Maca-hell. Nadmorska miejscowość, zwana przez miejscowych "brazylijskim Dubajem". W petro-stolicy kraju chciano bowiem stworzyć luksusowe miasto, krainę mlekiem i ropą płynącą. Wiadomo, że Brazylijczycy potrafią tańczyć, potrafią grać w piłkę i opierdalać się na plaży, są jednak bardzo kiepscy w budowaniu Dubaju.
Wyszły im kominy, zatrute powietrze, gęstsza niż wskazują normy woda w oceanie. Rdza, syf, bieda. Propozycja dotyczy jednak osobników, których nie lubicie bardzo - proszę wziąć pod uwagę, że z Macae można już nie wrócić.


WIELKA BRYTANIA


Przyjaciółka Ali mieszkała już w wielu miejscach, zarówno w Wielkiej Brytanii, jak i w Polsce. Na pytanie o miejsce w Anglii, do którego posłałaby swoich śmiertelnych wrogów, odpowiada szczerze i uczciwie: Most of places.
Wybór jest szeroki, jak zadek amerykańskiego mistrza w jedzeniu burgerów na czas. Jest Hull, zwany często angielskimi Suwałkami, obciachowe Grimsby, czyli brytyjskie Siedlce. Homofobom można śmiało polecić miejscowość znajdujące się nieopodal irlandzkiego Cork Faggot Hill. Natomiast wybraliśmy wspólnie propozycję dla wszystkich podróżujących grubasów. Oto maleńka osada o wdzięcznej nazwie Six Mile Bottom. Niech grubasy koniecznie zrobią sobie zdjęcie przed tabliczką wjazdową i potem wrzucą je na fejsa. Beka z ich sześciomilowych dupsk sprawi nam ogromną satysfakcję. Brzydali można ponadto śmiało wysłać do Ugley.

MEKSYK

   Koleżanka Valeria z Meksyku miałaby z pewnością sporo interesujących propozycji. Valeria jednak nie zna dobrze angielskiego i kompletnie nie rozumie, o co pytam. Po siódmym podejściu, bazującym już na body language, popatrzyła na mnie z ogromną pewnością siebie. Po czym oznajmiła, że w Meksyku mamy słabą służbę zdrowia. I to też jest jakaś podpowiedź!



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz