wtorek, 2 sierpnia 2016

PRZYGODA ŻYCIA - PODRÓŻ W CZASIE, TRZYNASTY WIEK

   Bywałem już w innym województwie. Bywałem nawet za granicą. Ale nawet pobyt w Sępólnie nie może równać się przygodzie, którą przeżyłem niedawno. Jedno z najpopularniejszych biur podróży, widząc dynamiczny rozwój mojego bloga (0,34 polubień na miesiąc!) zaproponowało mi współpracę. Stosując zupełnie niejasne kryteria wyboru, wytypowało mnie do pierwszego w historii study-toura w czasie. Wehikuł czasu lśnił, jak zakola wuja Mariana na poprawinach. Jazda!
Fot: Marta Janik (bo ja byłem w środku)


   Dlaczego właśnie trzynasty wiek? Szczerze mówiąc - nie mam pojęcia. Po prostu nacisnąłem guzik. Tak chciał los, albo złośliwy sponsor. Nie ukrywam, że nie była to moja wymarzona opcja - chętniej wybrałbym się do Starożytnego Rzymu w czasie rozkwitu hedonizmu, ewentualnie na burboński dwór Króla Słońce - choć bałbym się trochę, że wybierając Ludwików, przestawiłbym rzymskie V i I, a wtedy imprezka skończyłaby się dość szybko i ponuro.

   Ostatecznie wylądowałem w dość ponurym trzynastym wieku, gdzieś w Europie Środkowej. Szybko rozeznałem się w panujących obyczajach, realiach społecznych, aby wreszcie móc ogłosić wszem i wobec: "Przyleciałem do was z przyszłości. Widzę, że wasze życie składa się głównie z gnoju, wymieszanego z gnojem. Jestem po to, aby was przyspieszyć, rozwinąć!" Wyższe klasy, roztropnie pojmując szansę, jaka się przed nimi otwiera, z otwartymi ramionami przyjęli ofertę. I wtedy...
średniowieczny bór

   ...tak jestem humanistą. Jebanym humanistą z dwudziestego pierwszego wieku. Humanista z dwudziestego pierwszego wieku charakteryzuje się tym, że niczego nie umie. Dość szybko dotarła do mnie przykra, ba - przerażająca - świadomość, że w żaden sposób nie jestem w stanie przyczynić się do rozwoju techniki ludzi, żyjących jakieś osiemset lat temu. Jak działa telefon? Nie wiem, po prostu działa. Jak wyprodukować czołg? Jak zagotować wodę? Włączyć gaz. Ale skąd ja im tu wezmę cholerny gaz? Czy to rośnie na drzewie? Jedyną praktyczną rzeczą, którą mogłem zaproponować, była nauczenie stanów niższych alfabetu. Idea dość szybko została przez stany wyższe storpedowana i uznana za zupełnie niepotrzebną - zwłaszcza, gdy po pierwszych nieudolnych próbach na murach grodziszcza pojawił się wysmarowany trawą wulgarny napis o treści: "Dobromira knysa sie z kmieciami za zagrodą".
Mój wpływ na średniowieczny pejzaż
   Postanowiłem więc przelać na miejscowych najbardziej prestiżowe i cenione umiejętności reprezentanta zaawansowanej cywilizacji dwudziestego wieku. Na zamku wprowadziłem obowiązkowe kursy motywacyjne, stając się osobistym coachem księcia. Nie zapomniałem, naturalnie, o reklamie oraz nowoczesnych działaniach z zakresu PR. Wprawdzie na początku miałem z tym nieliche problemy, bo w trzynastym wieku ludzie nie mieli fejsbuka, a ja nie wiem, jak się od zera robi fejsbuka, lecz bo kilku konsultacjach z radą starszych zaproponowałem kilka ciekawych strategii. Propozycja wydziergania drewnianych billboardów z podobizną księcia i hasłem "Niech nam żyje Spitygniew, mądry jak sowa, dzielny jak lew" została odrzucona - sam książę słusznie zauważył, że aby zyskać szacunek poddanych, wystarczy pierdolnąć katedrę. Sukcesem okazała się natomiast kampania werbunkowa na łupieżczą wyprawę - slogan: "Jeśli chcesz gwałcić Łowiczanki, palić ich domostwa i lżyć ich wojów - to tylko ze Spitygniewem!". Hasło to traktowane jest jako zarodek nowoczesnej turystyki.

Mój wpływ na rozwój reklamy w 13 wieku

Nie zapomniałem o psychologii i psychoterapeutyce. U zamkniętej w sobie dworzanki Kunegundy odkryłem syndrom wyparcia, natomiast kasztelan Mojmir ewidentnie pochodził z rodziny dysfunkcyjnej, był typowym przedstawicielem zespołu DDA. Sam Spitygniew cierpiał na kompleks Edypa, lecz - z wiadomych powodów - nie poinformowałem go o tym.

   W sferze idei nie miałem niestety zbyt dużego manewru. Wartości demokratyczne, wolność słowa i wyznania, poszanowanie godności jednostki, uwolnienie chłopa od ziemi mogłoby nie spodobać się moim gospodarzom, a zdecydowanie przedkładałem komnatę w zamczysku nad wilgotną lepiankę. Bezsensowne byłoby też tworzenie systemu nowoczesnej deweloperki, bankowości i pułapek kredytowych. Ich system był w tej kwestii doskonalszy - w dwudziestym pierwszym wieku najwytrwalsi mogą jednak dożyć spłaty kredytu i pomieszkać parę lat na swoim, a w średniowieczu było to jednak niemożliwe.

   W kwestii rozrywek postanowiłem wdrożyć te najbardziej mi znane. Z krowich wymion skonstruowałem piłkę, już po kilku miesiącach powstała zawodowa liga a kluby grały w najbardziej nowoczesny sposób - z wysuniętą dziewiątką na szpicy. Popularnością cieszyły się również konkursy piękności. Wprawdzie mnie, wyczulonego na tę kwestię raziły braki w uzębieniu tamtejszych niewiast, jednak motłoch bawił się przednio. Spopularyzowałem również wariację na temat Pokemon Go - pokemony zastąpiłem świstakami, a telefony zwykłymi kamieniami. Mieszkańców ogarnął szał!

   Z poczuciem dobrze wykonanej misji postanowiłem wrócić do współczesności. Ale co to? Co się stało, maszyna się popsuła? Gdzie ten świat, który na chwilę porzuciłem, gdzie pierdolone biuro podróży? Dlaczego tu nie ma miast? Dlaczego nie ma bloków? Czyżby...? Czyżby wszystko się spieprzyło, czy to wszystko moja wina?
Plac Defilad w Warszawie. Oto, co zastałem po powrocie.

       Moim wspaniałym trzynastowiecznym przyjaciołom odjebało. Przestali pracować, przestali się rozwijać, jedyne, co robili, to gonitwa za piłką, napierdalanie kamieniami w świstaki i diagnozowanie kolejnej choroby, której korzenie można odnaleźć w dzieciństwie. Kiedy barbarzyńcy stanęli u wrót, nie pomogły nawet najbardziej ekstrawaganckie mowy motywacyjne. "Jesteś zwycięzcą" zamiast "Bogurodzicy" okazało się być ślepakiem. Moje ziomki, zakażone próżnością dwudziestego pierwszego wieku, zostały starte w pył.

   Przetrwały niezaradne niedobitki, żyjące w puszczy, otoczone śmiertelnie groźną zwierzyną. Europa stała się rakiem świata. Brzydzą i odcinają się od niej zaawansowane cywilizacyjnie ludy Afryki i Bliskiego Wschodu. Wysyłają one wprawdzie tu od czasu do czasu pomoc humanitarną, wiadomo jednak, że to ściema - tak naprawdę chodzi im tylko o drenaż surowców.
Przedstawiciel cywilizacji XXI wieku nie może pogodzić się z jej nadchodzącym kresem

    Wreszcie poczułem się potrzebny. Od średniowiecznych nauczyłem się kilku rzeczy - jak przygotować łuk na polowanie, jak rozniecić ogień, jak ubić masło. Mając tę wiedzę spróbuję naprawić winy i odbudować cywilizację.

PS.
Ok, nie będę ściemniał. To wszystko jest
wymyślone. Gdyby było inaczej, to przecież nie mógłbym napisać tego tekstu. A wy byście go nie czytali.






  





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz